-->

poniedziałek, 24 marca 2014

To jest polska Wielkopolska.


Udało nam się trafić na przepiękny, słoneczny weekend. Spakowaliśmy walizkę i podążając autostradą z planem dnia w ręku ruszyliśmy by odkryć nieznaną nam dotąd Wielkopolskę. Drogowskazy po drodze wskazywały wiele pięknych i dobrze znanych z filmów i reklam miejsc takich jak Nieborów, Oporów, Łódź, Łęczyca, Uniejów. Słońce grzało niemiłosiernie, na niebie nie było ani jednej chmury a przed nami rozpościerało się około 250 km drogi. Nasz pierwszy punkt na mapie: Licheń Stary i znana mi z pocztówek i zdjęć monumentalna bazylika wyjęta rodem z rzymskiego placu Św. Piotra. Zjechaliśmy z autostrady węzłem Konin Wschodni i podążając wąskimi, wiejskimi dróżkami, mijając niezliczoną ilość dość wystawnych kapliczek przydrożnych ujrzeliśmy w oddali iskrzącą się niemalże żywym złotem kopułę. To co zobaczyliśmy podjeżdżając na gigantyczny parking oznaczony literą E (co oznaczałoby, że liczba tak gigantycznych parkingów wynosi co najmniej 5) przekroczyło nasze nawet najbardziej wyfantazjowane oczekiwania. Słowa gigantyczna, okazała, wystawna i bogata nie są w stanie zilustrować prawdziwego charakteru licheńskiej bazyliki. Zdecydowanie bardziej odpowiednie byłoby użycie słów monstrualna, monumentalna i ociekająca złotem. Po niezliczonej ilości schodów udaliśmy się do środka. Wnętrze bazyliki jest piękne. Wielkie, półokrągłe okna przez które wpada bardzo duża ilość światła, prześwietlającego kryształowe żyrandole robią niemałe wrażenie. Przy takiej pogodzie jaką mieliśmy my, tak małej liczbie osób (piątek) był to prawdziwy fotograficzny raj dla każdego pasjonata fotografii wnętrz zabytkowych. Z głośników dla zwiedzających puszczane są nagrania muzyki klasycznej, które w oryginale są dźwiękami licheńskich organów. Warto zaznaczyć, że nie byle jakich bowiem poza organami głównymi we wnętrzu bazyliki rozmieszczonych jest dodatkowych 6 w różnych miejscach budynku. W weekendy istnieje możliwość wejścia (lub wjechania windą) na wieżę gdzie znajduje się punkt widokowy. My niestety nie mogliśmy skorzystać z tej możliwości ze względu na dzień przyjazdu. Po zakończonym zwiedzaniu kolejnych kilka chwil poświęciliśmy modlitwie jestem jednak przekonana, że nawet osoby, którym zazwyczaj do kościoła nie jest po drodze wyjdą z licheńskiej bazyliki pod ogromnym wrażeniem jej wielkości i przepychu. Zbliżała się godzina 11.00 gdy ponownie wsiedliśmy do


samochodu. Jadąc w kierunku Konina zatrzymaliśmy się przy tak zwanej Górze Objawień, gdzie w sosnowym lesie poszliśmy na spacer śladem kapliczek zwiastujących mające tu niegdyś miejsce objawienia Matki Boskiej Królowej Polski. Jeśli myślicie, że większość odwiedzających Stary Licheń osób to ludzie na emeryturze, co najmniej powyżej 60-tki to jesteście w błędzie. Naprawdę zaskoczyła mnie liczba osób poniżej 30-tki, bardzo często samotnie odwiedzających to miejsce kultu tylko po to, by w ciszy i skupieniu oddać się modlitwie.

Kolejnym punktem na mapie była dzielnica Konina, Gosławice. Nie mogliśmy odpuścić obejrzenia zabytków znajdujących się w konińskim Muzeum Okręgowym. W skład muzeum wchodzi zamek, dworek, spichlerz i mały skansen. Byliśmy jedynymi turystami tego dnia, więc na spokojnie mogliśmy przyjrzeć się prezentowanym eksponatom. A było co oglądać. Numizmatyka, archeologia, wystawy poświęcone malarstwu, jubilerstwu, judaizmowi, kopalniom soli i węgla, historii oświetlenia z przepięknymi, zdobionymi lampami naftowymi. Ogromne wrażenie zrobiły na nas secesyjne wnętrza w przy muzealnym dworku. Całość zajęła nam około 2 godzin ale było naprawdę warto. Tuż naprzeciwko muzeum znajduje się Kościół Św. Andrzeja Apostoła wybudowany na początku XV wieku przez poznańskiego biskupa Andrzeja Łaskarza, więc zanim wsiedliśmy do samochodu przyjrzeliśmy się również jemu. Powrót do Konina przypadał na godzinę 14.00, więc już nieco wygłodzeni i przegrzani słońcem zostawiając samochód w pobliżu konińskiej starówki w pierwszej kolejności udaliśmy się na obiad. Kierując się intuicją i opiniami udaliśmy się do Restauracji Grodzka, gdzie w chłodnych podziemiach pięknej kamienicy na Placu Wolności z wielkim apetytem zjedliśmy bardzo smaczny obiad. Restauracja serwuje dania kuchni polskiej, bardzo świeże i dobre. Znajduje się w pięknym miejscu, na górze jest pensjonat dla tych, którzy chcieliby zostać w Koninie trochę dłużej. Jedyną wadą tego miejsca jest brak możliwości płacenia kartą, co dzięki pobliskim bankomatom nawet w sytuacji gdy nie mielibyście przy sobie gotówki nie stanowi większego problemu. Jeśli będziecie kiedyś chcieli odwiedzić Konin obowiązkowo udajcie


się do Kościoła Św. Bartłomieja przy ulicy Kościelnej. Witraże znajdujące się w tej świątyni są dziełem Eligiusza Niewiadomskiego, późniejszego zabójcy pierwszego prezydenta RP, Gabriela Narutowicza. To miejsce zrobiło chyba największe wrażenie na moim mężu. Kościół jest piękny, bogato zdobiony jednak z większym aniżeli licheńska bazylika wyczuciem smaku. Na kościelnym dziedzińcu znajduje się Słup Koniński, najstarszy w Europie Środkowowschodniej znak drogowy, który dotąd znałam tylko z podręczników do geografii, wskazujący połowę drogi z Kalisza do Kruszwicy. Pod względem turystycznym nie mogą Wam umknąć również rynek, Most Toruński, ratusz, eklektyczny pałac Reymonda z 1880 r. i fabryka tegoż samego właściciela znajdujące się po drugiej stronie Warty.

 Po godzinie 16.00 ponownie wsiedliśmy do samochodu by udać się do hotelu, gdzie czekało na nas kilka romantycznych niespodzianek. Do hotelu Moran znajdującego się nad największym jeziorem Wielkopolski, jeziorem Powidzkim dojechaliśmy około godziny 18.00 jadąc wyjątkowo urokliwą drogą leśną. Wzdłuż drogi ciągnęły się szyny od kolejki wąskotorowej co miało zapewne coś wspólnego ze znajdującym się w niedalekiej odległości terenem wojskowym. Na miejscu zostaliśmy zakwaterowani w przepięknym pokoju z widokiem na jezioro. Po trzech godzinach spędzonych na basenie, udaliśmy się na przygotowaną specjalnie dla nas romantyczną kolację gdzie przy stole obsypanym płatkami róż, z kieliszkiem wina i w blasku świec podano nam jedzenie, które ze względu na swój smak śni mi się wciąż po nocach. :-) Przystawką były babeczki z tatarem z łososia w towarzystwie ogórka kiszonego, następnie bulion drobiowy i eskalopki z polędwicy z makaronem pappardelle w sosie z pieprzu zielonego z parmezanem (to danie po prostu zwaliło mnie z nóg, było tak pyszne). Na deser lody waniliowe z bitą śmietaną i gorącym sosem malinowym. Kuchnia w Moranie jest po prostu obłędna czego ostatecznym potwierdzeniem były ich wypiekane rano bułeczki i croissanty. Coś specjalnego dla par: hotel zrobił nam niespodziankę i późnym wieczorem po zamknięciu strefy wellness przygotował dla nas specjalny seans w jacuzzi w otoczeniu świec i z kieliszkiem wina. Po takim odpoczynku wróciliśmy do domu jak nowo narodzeni. ;-)


Restauracja Grodzka, Plac Wolności 7 Konin
Hotel Moran, Ostrowo 30 Powidz

1 komentarz:

Olka pisze...

Fajna wyprawa i piękne zdjęcia...
...licheńska bazylika robi WRAŻENIE... przyznam, że mamy w planach wyprawę w tamte strony...
Pozdrawiam :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...